Rusłan Zubkow: “Jesteśmy wszyscy dobrej myśli” [WYWIAD]

W czerwcu ogłosiliśmy Rusłana Zubkowa pierwszym transferem Polonii Bytom przed sezonem 2022/2023. Zapraszamy do wywiadu z sympatycznym Ukraińcem, w którym opowiada o pobycie w nowej drużynie, o kontynuacji rodzinnych tradycji piłkarskich oraz… dlaczego nie przyjął obywatelstwa Azerbejdżanu. Miłej lektury!

 

Mateusz Skutnik: Powoli kończymy trzeci tydzień letniego okresu przygotowawczego. Jaki to dla Ciebie czas?

Rusłan Zubkow: Przygotowania idą pełną parą. Cieszę się zdrowiem, a cała drużyna pracuje ciężko w pocie czoła. Jest to dla nas wszystkich czas wytężonej pracy, ale zdajemy sobie sprawę z naszych założeń. Do rozpoczęcia sezonu pozostały zaledwie dwa tygodnie, więc wkraczamy powoli w decydującą fazę. Jesteśmy wszyscy dobrej myśli.

 

MS: Można powiedzieć, że wyrastasz  na pewniaka do gry na środku obrony. Możesz się pochwalić podobnymi warunkami fizycznymi do Michała Bedronki czy Norberta Radkiewicza, ale według koncepcji sztabu szkoleniowego przynajmniej jeden z Was rozpocznie mecz na ławce rezerwowych. Jak wpływa na Ciebie rywalizacja o te dwa miejsca na środku obrony?

RZ: Poznałem się już z chłopakami, lubimy się, jednak każdy motywuje drugą osobę do coraz lepszej gry. Można zatem powiedzieć, że jest to zdrowa rywalizacja. Każdy chce grać, ale to trener będzie po obserwacji naszych działań na boisku dokonywać decyzji, co do obsady pozycji.

 

MS: Po meczu z Rozwojem trener Wieczorek chwalił Twoją osobę za grę, pracę na treningach, jak i za zdobytą szybką nić porozumienia z drużyną. Rzeczywiście poczułeś już pełne zaadoptowanie w drużynie?

RZ: Myślę, że tak. Rozumiemy się w szatni i dobrą atmosferę przenosimy w komunikację na boisku. Myślę, że moją obecnością zmotywowałem też pozostałych zawodników. Rozmawiałem z paroma chłopakami i przekazali mi później reakcję niektórych po moim przyjściu typu “Ooo, dobry zawodnik do nas przyszedł”! (śmiech) Musiałem też jak pewnie większość zawodników przywyknąć do nowego klubu, otoczenia, możliwości w Klubie. Zatem cieszę się, że się rozumiemy i oby było tak jak najdłużej.

 

MS: W Ruchu Chorzów grałeś na pozycji środkowego obrońcy głównie z Remigiuszem Szywaczem. System gry trenera Wieczorka zakłada natomiast grę trójką obrońców. Jak porównasz z własnego doświadczenia te obydwa zestawiania?

RZ: Jestem elastycznym zawodnikiem pod tym względem. Grywałem już w różnych systemach, od dwójki środkowych obrońców, poprzez trójkę jak tutaj, aż po linię obrony złożoną z pięciu zawodników. U nas, na Ukrainie przyjęło się, że zespoły grają czwórką obrońców. Po przyjeździe do Polski jednak zdecydowana większość klubów, na przeciwko których grałem, występowała z “trójką” w obronie. Stwarza ona więcej spokoju w defensywie. W pierwszych dwóch meczach rywale właściwie nie zagrozili nam ani razu, więc pokazuje to słuszność obranej ścieżki. Myślę, że pod naszą kadrę jest to bardzo dobre zestawienie.

 

MS: Z Ruchem podpisywałeś umowę do końca sezonu 2021/2022 z opcją przedłużenia o kolejny, z której to jednak klub nie skorzystał. Nie czujesz żalu do sterników Niebieskich, że nie pozostawili Cię w drużynie? W końcu grałeś w pierwszym składzie i awans do Fortuna 1. Ligi to również Twoja zasługa…

RZ: Nie da się ukryć, że trochę jest mi z tego powodu żal. Po przyjściu do Chorzowa występowałem jednak w pierwszej jedenastce i ten awans jest również moją zasługą. Jednak jak tutaj mówicie: “nie ma tego złego”. Zagram w Fortuna 1. Lidze jak nie z Ruchem, to z Polonią. Potrzeba nam tylko dwóch lat i znajdziemy się tam, gdzie obecnie jest Ruch.

 

MS: Jesteś kontynuatorem rodzinnych tradycji piłkarskich. Zarówno Twój dziadek Wiktor, jak i ojciec Władysław również byli piłkarzami. Wszyscy zaczynaliście przygodę w piłką w rodzinnej Odessie. Nie brałeś pod uwagi innej opcji, jeśli chodzi o uprawianie sportu?

RZ: Od małego interesowała mnie tylko piłka. Grałem gdzie tylko była możliwość. Do tego stopnia chciałem być piłkarzem, że nawet spałem z piłką! (śmiech) Ojciec zabierał mnie jak byłem dzieckiem na mecze, stąd dość szybko zapoznałem się z atmosferą panującą na boiskach. Dla mnie wybór był bardzo prosty.

 

MS: Masz trójkę dzieci, zatem wolą ojca jest pewnie przekazanie kolejnemu pokoleniu Zubkowów chęci do uprawiania właśnie piłki nożnej?

RZ: Oczywiście! Starszy syn już uczęszcza na treningi do Akademii Piłkarskiej Ruchu Chorzów. Młodszy zapewne też pójdzie w jego ślady. Cała rodzina wyczekuje kolejnych piłkarzy w klanie Zubkowów, zatem będą im z pewnością gorąco kibicować już od ich wczesnych lat.

 

MS: Masz za sobą grę w klubach Pershej Ligi, a więc drugiego poziomu rozgrywkowego na Ukrainie. Jak porównasz poziom gry z Ukrainy do polskich boisk z perspektywy zarówno zawodnika, jak i kibica?

RZ: Uważam, że lepiej w polskiej lidze wygląda gra ofensywna. Jest większy popyt na zdobywanie bramek. To na tą pozycję ściąga się większą ilość zawodników z nazwiskami, aby była bardziej efektowna. Defensywa to z kolei atut ligi ukraińskiej. Jeśli chodzi o całokształt, to ciągłe występy na europejskich boiskach Dynama Kijów czy Szachtara Donieck muszą robić różnicę. Zespoły co rok grają w Lidze Mistrzów, gdzie grają z najlepszymi. To powoduje, że za ligą ukraińską przemawia obecnie więcej plusów.

 

MS: Jako młody chłopak wyjechałeś do Azerbejdżanu, gdzie grałeś w trzech klubach tamtejszej Premyer Ligi. Poznałeś wschód kraju grając w klubie Azal ze stolicy kraju, Baku, jak i Turanie, mieście w zachodniej części Azerbejdżanu. Jak wspominasz tamten okres? Nieczęsto bowiem spotykamy osobę, która przez parę sezonów regularnie tam występowała.

RZ: To w ogóle był bardzo ciekawy czas. Po dobrym sezonie w Odessie, mój agent poinformował mnie, iż pojawiła się dla mnie oferta gry w Azerbejdżanie. Skaut klubu Azal Baku zauważył mnie podczas gry w Odessie. Trenerem był tam wtedy Vagif Sadygov, który współpracował wcześniej w rosyjskim zespole z Machaczkały, gdzie grali Samuel Eto’o, Roberto Carlos czy Yuri Zhirkov. To była wówczas bardzo mocna drużyna z doświadczonym sztabem szkoleniowym. Pojechałem na weekend do Baku, wziąłem udział w treningu i od razu podpisałem kontrakt.

 

MS: Podobno Twoje występy były na tyle dobre, że Twoją osobą zainteresowała się nawet sama federacja azerska…

RZ: Tak, to prawda. Selekcjonerem reprezentacji Azerbejdżanu był wtedy Berti Vogts. Po dobrym sezonie gry została mi przedstawiona propozycja przyjęcia obywatelska Azerbejdżanu i gra w tamtejszej reprezentacji. Myślałem o tym przez pół roku. Brałem pod uwagę wszystkie możliwości. Ciężko było jednak to pogodzić. Z jednej strony to miłe, że kadra narodowa kraju, w którym grałem się mną zainteresowała, ale musiałbym wtedy bardzo często zmieniać otoczenie. Poza tym ja grałem w Azerbejdżanie, ale moja rodzina została na Ukrainie. Kilka godzin lotu w jedną stronę, poza tym kraj muzułmański, inna kultura…

 

MS: Nie żałujesz z perspektywy czasu? Mogłeś się wtedy pokazać światu na szerszą skalę…

RZ: Odmówiłem Azerbejdżanowi, ale nie żałuję tego. Posmakowałem tamtejszej ligi, swoje zrobiłem. Mogłem wtedy reprezentować kraj na arenie międzynarodowej, co nie było mi wcześniej dane, jednak powtórzę się, że niczego nie żałuję. Raz byłem bliski awansu do europejskich pucharów z Nemanem Grodno, kiedy grałem jeszcze na Białorusi, ale zabrakło nam wtedy dwóch punktów. Wierzę, że będzie jeszcze kiedyś okazja posmakować tego.

 

MS: Wracając jeszcze do Azerbejdżanu. Rozegrałeś także kilka spotkań przeciwko Karabachowi Agdam, o którym w ostatnim czasie za sprawą zwycięskiego boju o Ligę Mistrzów z Lechem Poznań znów stało się w naszym kraju głośno. Odczuwałeś już wtedy wrażenie, że to może być zespół, który za jakiś czas zdominuje ligę, a później będzie go stać nawet na coś “większego”?

RZ: Dokładnie. Karabach już wtedy był zespołem aspirującym do walki o najwyższe cele. Była to drużyna o znacznie większych możliwościach finansowych od reszty stawki, poza tym bardzo ambitna na boisku. Za czasów mojej gry w Azerbejdżanie rywalizowali oni wtedy pamiętam o mistrzostwo z Neftchi Baku czy Kabalą, którą później prowadził trener Roman Grygorczuk, mój były trener z Czernomorca Odessa. Już wtedy były w tej lidze dobre pieniądze. Pamiętam jeszcze jeden z meczów właśnie na stadionie im. Tofika Bachramowa w Baku. Graliśmy wtedy z Karabachem i prowadziliśmy przez długi czas 1:0. Dopiero w ostatnich minutach padło wyrównanie. Szkoda tamtego meczu…

 

MS: W Internecie krąży filmik z Twoim udziałem właśnie z tamtego spotkania. Opowiesz o jego powstaniu?

RZ: To film autorstwa mojego menedżera. Fajnie czasem powrócić do tamtych wspomnień…

 

MS: Przez kilka minut oglądamy Cię w roli głównej. Dalekie wyrzuty z autu, nieustępliwość na boisku czy zdecydowanie przerywanie akcji przeciwnika to tylko niektóre z atutów 20-letniego wówczas Rusłana Zubkowa…

RZ: Mogę powiedzieć, że teraz jest jeszcze lepiej! (śmiech) Trochę czas minęło od tych wydarzeń, ale jestem o te naście lat starszy i bardziej doświadczony. Sporo się przez ten czas nauczyłem.

 

MS: Orest Tkaczuk sporo pomaga Ci w codziennym życiu w Polsce.

RZ: Tak, bardzo mi pomaga. Nie znaliśmy się wcześniej, dopiero na pierwszym treningu nawiązaliśmy ze sobą kontakt. Wiadomo jak to z krajanami bywa. Ja pomagam jemu, on mnie. Jestem od niego nieco starszy, więc swoim boiskowym doświadczeniem staram się mu pomagać właśnie na placu gry. Widzę jego progres przez ostatnie tygodnie. Grał w dobrych drużynach na Ukrainie, jak chociażby w akademii Szachtara Donieck. Musi dużo grać, aby być jeszcze lepszym zawodnikiem. W naszym systemie może grać tylko jeden napastnik, więc musi walczyć z Dawidem Wolnym o miejsce w jedenastce.

 

MS: Wszyscy wiemy, co obecnie dzieję się w Ukrainie. Miejmy nadzieję, że jak najszybciej zapanuje w Twoim kraju spokój i będzie można znów w miarę normalnie zacząć żyć. Zamierzasz po tymwszystkim wrócić do ojczyzny?

RZ: Trudne pytanie na chwilę obecną… Nie rozumiem cały czas tego wszystkiego, tej chorej sytuacji związanej z wojną. Mam kontakt z rodziną, ponieważ część mojej rodziny pozostała na Ukrainie i widzi, co tam się dzieje. Wszystko zależy od tego, kiedy sytuacja na Ukrainie się uspokoi. Jak będzie wyglądało tam życie, muszę zapewnić sobie tam pracę… No i pytanie jak ta wojna się zakończy. Nie wyobrażam sobie, aby wojnę zwyciężyli Rosjanie, nawet nie chcę o tym myśleć… Chciałbym pomóc moim krajanom, ale nie mam jak. Nie jestem Cristiano Ronaldo i nie mam możliwości pomóc ludności na szerszą skalę. Czekanie jest w tym momencie najgorsze. Czas pokaże jak będzie.

 

Rozmawiał: Mateusz Skutnik

Wszystkie filmy

bydziehaja.pl

Miejsce na twoją reklamę